Ryszard Godlewski (48 litrów oddanej krwi), Witold Ignatowicz (50 l) i Damian Dąbrowski (ponad 8l) to honorowi krwiodawcy z klubu miejsko-gminnego, któremu szefuje Eugeniusz Orłowski. Protestują, gdy nazywam ich szlachetnymi i wyjątkowymi, mówią, że są NORMALNYMI ludźmi. Zgadzają się jednak z tym, że dla krwiodawców przyszły ciężkie czasy
Grażyna M. Dzierżanowska
grazade@neostrada.pl
- Sprawy wokół nas nie są uporządkowane – mówią. I nie chodzi tu tylko o pobór krwi (raz w miesiącu), kiedy to do Pułtuska przyjeżdża warszawski bus z obsługą medyczną . - Komu z dawców termin nie odpowiada, jedzie do Ciechanowa, a to już nie to samo, bo to cała wyprawa i strata czasu – objaśnia pan Witold. - Nie mamy siły przebicia, chociaż zainteresowanych oddaniem krwi jest u nas dużo. Dwadzieścia lat temu byliśmy prężni, przed dekadą było jeszcze w miarę normalnie, teraz jest źle, jesteśmy jakby w cieniu - żadnych nagród, wycieczek, ludzie się burzą... – mówi. Pan Ryszard: - Na wycieczce, owszem, byliśmy i w Częstochowie, i w Krakowie, ale własnego sztandaru nie mamy, występujemy pod sztandarem PCK, a chcielibyśmy mieć swój. Gadżetami też nie dysponujemy, a przydałyby się, kiedy spotykamy się z młodzieżą, dla zachęty do krwiodawstwa. To działa, mimo że krwi nikt nie oddaje dla gadżetów. No i wszystkie datki i przywileje zostały nam odebrane, znikają w oczach, np. dotacje do leków.
- Młodzież garnie się do krwiodawstwa i rzeczywiście drobne gadżety przydałyby się na spotkaniach w szkołach, podkreślałyby wagę pozytywnych zachowań – dodaje dwudziestokilkuletni pan Damian, który krwiodawcą stał się za przykładem taty, jeszcze w liceum.
Sytuacja patowa w środowisku nie jest równoznaczna ze spadkiem ilości krwiodawców, ale powodów do zbulwersowania jest kilka. Najważniejszy to ten, że zasłużeni krwiodawcy nie mają darmowych przejazdów komunikacją miejską. Aż nie do uwierzenia, że krwiodawcy w 99% miast polskich są zwolnieni z opłat komunikacyjnych . Tu warto też podać, że Pułtusk był w przeszłości mazowieckim liderem w pozyskiwaniu krwi .
– Zmieniły się władze, rozmawialiśmy już z burmistrzem Krzysztofem Nuszkiewiczem i mamy nadzieję, że RM podejmie uchwalę o bezpłatnej komunikacji dla zasłużonych – mówi Ryszard Godlewski , który jednocześnie chwali prężnych winnickich krwiodawców, wspieranych finansowo przez swojego wójta.
Krwiodawców bulwersuje też organizacja poborów życiodajnego płynu. – Zdarza się, że Warszawa dostarczy do nas 50 worków na krew, a krwiodawców czeka około setki. I co? Wszystkich nie przyjmą! – denerwują się moi rozmówcy. Pobory krwi w terenie najczęściej odbywają się w pobliżu kościołów. W ich nagłośnianiu pomagają księża. Podczas jednego z takich spotkań do pana Ryszard podeszła babcia z wnuczką. Kobieta spytała: "A ile pan oddał krwi?". Kiedy odpowiedział, usłyszał od dziewczynki: "To ja dziękuję, może pan oddał i dla mnie!". – Zakręciły mi się łzy w oczach – zwierza się Ryszard Godlewski.